Niniejszy dokument perspektyw powstał w wyniku dyskusji podczas zjazdu Alternatywy Socjalistycznej 13-14 lutego 2021
Światowy kapitalizm w kryzysie
Świat przeżywa serię kryzysów – globalny kryzys ekologiczny, globalny kryzys zdrowotny, globalny kryzys gospodarczy i nasilająca się zimna wojna – które wzajemnie na siebie wpływają i prowadzą świat na skraj barbarzyństwa.
Już przed wybuchem pandemii koronawirusa wskazywaliśmy, że gospodarka światowa zmierza ku kryzysowi. Jednak pandemia i związane z nią obostrzenia przyspieszyły ten proces i wywołały najpoważniejszy kryzys od czasów Wielkiego Kryzysu lat 30-tych ubiegłego wieku. Jednak źródła tego kryzysu zdrowotnego nie są naturalne, lecz wynikają z niepohamowanej pogoni kapitalizmu za zyskiem kosztem środowiska naturalnego i naturalnych siedlisk dzikich zwierząt naszej planecie.
Jednocześnie pandemia ta w jaskrawy sposób obnażyła słabości i nierówności właściwe kapitalizmowi. Doprowadziła ona służbę zdrowia nawet w najbogatszych gospodarkach do załamania z powodu dziesięcioleci neoliberalnych cięć i prywatyzacji. Nie tylko pracownicy pierwszej linii są zmuszeni ryzykować życiem, ale także setki milionów pracowników wykonujących prace, które nie są niezbędne w czasie pandemii, ale którzy są zmuszeni do pracy w szczytowym momencie pandemii, aby zagwarantować zyski korporacji. W międzyczasie dziesiątki milionów pracowników, w szczególności z branży turystycznej, hotelarskiej, gastronomicznej i rozrywkowej, straciło pracę i znajduje w bardzo trudnej sytuacji.
Przede wszystkim pandemia obnażyła korupcję, niekompetencję i brutalność klas rządzących na całym świecie. Zamiast próbować zlikwidować wirusa, próbowano jedynie spowolnić jego rozprzestrzenianie się. Ale z powodu niewiarygodnej niekompetencji i korupcji praktycznie każdego rządu na świecie, nie udało im się nawet to osiągnąć. Seria lockdownów, potem łagodzenia obostrzeń, wielokrotnego otwierania i zamykania szkół spowodowała do tej pory ponad 100 milionów oficjalnych zakażeń i ponad 2 miliony zgonów. Pozwoliło to na rozwój nowych, bardziej zjadliwych szczepów wirusa, które potencjalnie mogą być odporne na szczepionki.
Szczepionka od dawna jest uważana za rozwiązanie kryzysu. Rzeczywiście, cudem nauki jest to, że w rekordowym czasie opracowano kilka szczepionek. Ale nawet w tym przypadku kapitalizm poniósł spektakularną porażkę. Programy szczepień zamieniają się w fiasko z powodu niedoborów produkcyjnych, a rządy potencjalnie stają się zakładnikami korporacji farmaceutycznych, podczas gdy między krajami i blokami handlowymi rozwija się szczepionkowy nacjonalizm.
Bogaci i uprzywilejowani przeskakują kolejkę po szczepionki dzięki łapówkom i/lub osobistym koneksjom. Tymczasem pracownicy w wielu krajach będą musieli czekać rok lub kilka lat na szczepienie. W krajach rozwijających się sytuacja jest jeszcze bardziej rozpaczliwa – w większości biedniejszych krajów do tej pory nie dostarczono ani jednej szczepionki. Jasne jest, że firmy farmaceutyczne, podobnie jak służba zdrowia jako całość, muszą zostać wyjęte z rąk prywatnych i demokratycznie koordynowane na skalę globalną dla dobra całej ludzkości, a nie dla zysku nielicznych.
Kryzys gospodarczy jest głębszy i bardziej zsynchronizowany niż światowy kryzys gospodarczy z lat 2008-2009. Według ostatniego raportu Międzynarodowej Organizacji Pracy (MOP), w 2020 roku utracono 8,8 proc. globalnych godzin pracy, czyli cztery razy więcej niż w 2009 roku. Według raportu, te ogromne straty spowodowały 8,3-procentowy spadek globalnej wartości dochód z pracy (nie licząc środków wsparcia), odpowiadający 3,7 bilionów dolarów lub 4,4 procent globalnego produktu krajowego brutto (PKB).”
Według Banku Światowego, globalny PKB spadł o 4,3 proc. w 2020 r. Europa została jeszcze mocniej dotknięta, a jej ożywienie jest wolniejsze niż innych zaawansowanych gospodarek. W 2020 roku gospodarka strefy euro skurczyła się o 6,8%. W Niemczech skurczyła się o 5%, we Francji o 8,3%, we Włoszech o 8,8%, a w Hiszpanii aż o 11%.
Słabe ożywienie obserwowane w UE w trzecim kwartale 2020 roku w wyniku złagodzenia restrykcji epidemiologicznych pod koniec pierwszej fali pandemii okazało się krótkotrwałe. Restrykcje nałożone po jesiennym wzroście liczby zakażeń spowodowały, że strefa euro znalazła się w drugiej fali recesji. Eurostat podał, że PKB strefy euro skurczył się o 4,7% w czwartym kwartale 2020 roku i, że według prognoz powróci do poziomu sprzed pandemii dopiero w drugiej połowy 2022 roku.
Perspektywy gospodarcze na świecie i w Europie są jednak bardzo niepewne. Optymizm sprzed kilku miesięcy ulotnił się wraz z uświadomieniem sobie, że szczepionka nie jest srebrną kulą, która raz na zawsze wyeliminuje wirusa, i że pandemia może utrzymać się jeszcze przez jakiś czas. Przedłużanie i zaostrzanie restrykcji epidemiologicznych w celu powstrzymania rozprzestrzeniania się nowych wariantów wirusa wzmocnią tendencje recesyjne.
W przeciwieństwie do lat 2008-2009, tym razem Polsce nie udało się uniknąć recesji. W 2020 roku polska gospodarka skurczyła się o 3,4%. Podobnie jak strefa euro, polska gospodarka również uległa podwójnemu skurczeniu. W czwartym kwartale 2020 roku spadek polskiego PKB szacowany jest na około 2%. Spadek ten będzie najprawdopodobniej kontynuowany w pierwszych miesiącach roku. Jednak ze względu na pozycję Polski w globalnych łańcuchach dostaw, ożywienie w głównych gospodarkach rozwiniętych, które zwiększyłoby niemiecki eksport, miałoby również pozytywny wpływ na polską gospodarkę. Z drugiej strony, nawrót pandemii miałby odwrotny skutek.
Jak dotąd bezrobocie w Polsce wzrosło tylko nieznacznie – z 5,5% do 6,4%, ale istnieją obawy, że negatywne skutki pandemii zostały po prostu chwilowo odłożone w czasie. Dlatego też Bank Światowy ostrzega, że warunki pracy w Polsce mogą ulec pogorszeniu w 2021 roku w miarę wygasania rządowych środków wsparcia.
Kryzys ten oznacza dalsze odejście od polityki neoliberalnej, która dominowała od początku lat 80-tych. Rządy na całym świecie zareagowały na kryzys, stosując niekonwencjonalne środki na jeszcze większą skalę niż podczas globalnego kryzysu finansowego z lat 2008-2009. Stopy procentowe w każdym kraju zostały obniżone do zera lub nawet niżej, a powszechne luzowanie ilościowe jest wykorzystywane do finansowania bezprecedensowych pakietów bodźców fiskalnych i programów utrzymania miejsc pracy.
Polska nie jest tu wyjątkiem. W rzeczywistości, polski rząd przyjął strategię stymulacji fiskalnej na kilka lat przed obecnym kryzysem. Jednak w 2020 roku polityka fiskalna została przeniesiona na nowy poziom, wraz z serią „tarcz” antykryzysowych i uruchomieniem luzowania ilościowego, w ramach którego bank centralny skupuje obligacje rządowe na rynku wtórnym. Ponadto stopy procentowe zostały obniżone do zera, aby zachęcić do zaciągania kredytów. Mimo to pożyczki i inwestycje przedsiębiorstw są na niskim poziomie.
Polityka ta wprawdzie złagodziła kryzys, ale w przyszłości doprowadzi do powstania nowych sprzeczności. Już teraz kryzys prowadzi do nowych napięć, konfliktów i walk klasowych na całym świecie, w tym w Polsce.
Walki klasowe
Rozwój walk klasowych w 2021 roku będzie z całą pewnością zależny od sytuacji gospodarczej, ta jest jednak wysoce niepewna. Kryzys gospodarczy, który choć trwa nie przybrał tak wielkich rozmiarów jak można było się tego spodziewać na początku pandemii, może się jednak pogłębić. Od stanu gospodarki będzie zależeć czy walki klasowe w Polsce będą nastawione bardziej defensywnie czy ofensywnie.
W dużej części sektora prywatnego można było z końcem poprzedniego roku odczuć ożywienie produkcji, a także większy optymizm prywatywnych przedsiębiorców i inwestorów. Pracownicy widząc lepszą sytuację firmy, nierzadko chodząc na nadgodziny, zechcą w końcu upomnieć się o podwyżki. Tym bardzie że to właśnie na barki pracowników firmy przerzucały problemy finansowe z początku 2020 roku (przechodzenie na niepełny wymiar zatrudnienie, obniżanie pensji itp.). Presja płacowa ze strony pracowników, spowodowana choćby wzrastającymi kosztami życia, nigdy nie zniknęła, została jedynie wyhamowywana na czas lockdownów. Problemem jednak pozostaje słabe uzwiązkowienie sektora prywatnego co utrudnia organizacje pracowników i ich walkę o swoje prawa. Są też jednak pozytywne przykłady jak np. coraz śmielej poczynająca sobie Inicjatywa Pracownicza w Amazonie (ostatnio szerokim echem odbiły się akcje IP w ramach międzynarodowej kampanii „Make Amazon Pay”). Choć trudno się spodziewać masowych strajków i protestów, możliwe jest jednak pewne ożywienie w podejmowaniu przez pracowników sporów zbiorowych.
W 2021 roku pozostają również aktualne wszystkie problemy sektora publicznego z poprzednich lat. Systematycznie mrożone płace przez wszystkie ostatnie rządy, zarówno te z PO jak i PiS, sprawiają że w sektorze publicznym wrze nieustannie. Edukacja, ochrona zdrowia, administracja, pomoc społeczna, są systematycznie niedofinansowane, a pierwszymi ofiarami takiej polityki padają oczywiście pracownicy, których pensja często ledwo (jeśli w ogóle) nadąża za płacą minimalną, której zresztą wzrost został zahamowany w bieżącym roku (wzrost zaledwie o 100 zł. Zamiast planowanych 300 zł.). Rząd w obliczu problemów budżetowych będzie nie tylko mroził pensje, ale już zapowiada odbieranie niektórych dodatków jak np. 13 pensje. Pracownicy budżetówki mogą obawiać się też zwolnień. Niezadowolenie tli się w całym sektorze od pracowników administracji, przez skarbówkę po straż graniczną a nawet policję. I w każdej z tych branż można spodziewać się mniejszych bądź większych protestów. Podobnej sytuacji można spodziewać się też w spółkach miejskich (budżety miast dość mocno odczuły kryzys związany z pandemia), w szczególności w komunikacji miejskiej, w której mniejsze lub większe protesty wybuchają od lat i można się spodziewać kontynuacji tego trendu.
Najbardziej spektakularnym przykładem walk pracowniczych w sektorze publicznym był oczywiście wielki strajk nauczycieli z 2019 roku. Był to jeden z najdłuższych i największych strajków w całej historii III RP. Niestety jego klęska (spowodowana także błędami kierownictwa ZNP), spowodowała znaczący spadek morale strajkujących. Oprócz poczucia klęski, które zawsze osłabia na pewien czas paziom walk klasowych, ponowne podjecie przez nauczycieli akcji strajkowej utrudnia też obiektywna sytuacja pandemiczna i związane z nią dominujące w 2020 roku i kontynuowane w 2021, nauczanie zdalne. W sposób oczywisty utrudnia ono organizację i koordynację działań. Niemniej problem niskich płac nie zniknął, dodatkowo niezadowolenie wśród nauczycieli wzbudzać może fatalne przygotowanie ministerstwa do pandemii i wprowadzania nauczania zdalnego. Nie bez znaczenia może być też fakt oporu przed ideologicznymi naciskami kato-prawicy, ucieleśniających się w osobie katolickiego fundamentalisty ministra edukacji Przemysława Czarnka.
Choć bezpośrednia perspektywa wielkiego strajku nauczycieli jest chwilowo wytłumiona warunkami pandemii i morale po klęsce z 2019, to warunki, które spowodowały poprzedni strajk nadal są obecne, a wręcz wzrosły w wyniku „dokręcania śruby” przez rząd w ramach zemsty na nauczycielach. Opór nadal tli się w świadomości nauczycieli i nie jest wykluczone, że znowu nie wybuchnie pełnym płomieniem. Nie bez znaczenia w tym procesie może okazać się oddolna inicjatywa bojowych nauczycieli i nacisk na biurokrację związkową ZNP.
Zgodnie z naszymi oczekiwaniami na agendę walki klas weszła masowa walka w ochronie zdrowia. Niezadowolenie w ochronie zdrowia nie jest niczym nowym, a w 2021 roku kumulować się będą zarówno stare jej problemy: chroniczne niedofinansowanie, niskie pensje szczególnie niższego personelu (pielęgniarki, salowe, technicy, ale też lekarze rezydenci), fatalna organizacja i postępująca dzika prywatyzacja; jak i nowe związane z tragicznym przygotowaniem na pandemie koronawirusa, który jeszcze bardziej uwydatnił wszystkie wady i niedomagania polskiej ochrony zdrowia. Należy podkreślić że lekarze, pielęgniarki i cały pozostały personel medyczny zostali i zostały pozostawione samym sobie, bez należytego wsparcia ze strony rządu. Szpitale mają problem z zapewnieniem odpowiednich środków ochrony dla personelu, szwankuje też organizacja pracy (co nie może dziwić skoro brakuje zarówno zarówno lekarzy jak i pielęgniarek), co skutkuje ciągłym przemęczeniem pracowników, z kolei dodatkowe środki finansowe dla medyków w postaci „dodatków covidowych”, są niewystarczające i co więcej obejmują zaledwie cześć narażających swe życie i zdrowie, w walce z pandemią, personelu medycznego. Pojedyncze protesty, przede wszystkim pielęgniarek, już wybuchają w poszczególnych szpitalach, a widmo strajku generalnego, a przynajmniej strajku pielęgniarek, krąży nad polska ochroną zdrowia. Gdyby wybuchł, była by to jedna z najważniejszych, jeżeli nie najważniejsza walka klasowa w 2021 roku. Jeżeli jeszcze coś pielęgniarki powstrzymuje przed strajkiem, to troska o pacjentów i poczucie odpowiedzialności w obliczu pandemii.
Od lat wrze też w instytucjach zajmujących się opieką w DPS-ach i MOPS-ach. Pensje pracowników oscylują wokół płacy minimalnej. Mocno, szczególnie w zajmujących się opieką nad osobami starszymi DPS-ach, odczuto skutki epidemii. Pracownicy tych instytucji mimo że często stoją na pierwszej linii frontu walki z pandemią nie mogą liczyć na wsparcie ze strony rządzących. Lokalne protesty wybuchały dość regularnie w poprzednim roku i trend ten powinien się utrzymać także w roku bieżącym. Warto podkreślić że protestującym pracownikom mimo trudnych warunków walki często udaje się odnieść sukces.
Niezależnie czy walki klasowe przybiorą bardziej ofensywny czy defensywny charakter, ich przebieg i szanse powodzenia zależne będą od stanu ruchu związkowego. Ten od lat nie jest najlepszy. Największe centrale są zbiurokratyzowanie i raczej niemrawe. „Solidarność” jako centrala stała się wraz z dojściem PiS do władzy związkiem kolaborantów klasowych, co nie wyklucza jednak wyłomów w lokalnych komisjach Solidarności. Dwie kolejne największe centrale – OPZZ i Forum – miały i będąmieć okazje by stać się biegunem ważnych walk pracowniczych. Niestety jak pokazał np. strajk nauczycieli czy brak działań w sprawie strajku kobiet, biurokracja związkowa nie wykorzystuje tej szansy i raz po raz okazuje się, że jest hamulcem masowych walk. Nadchodzący okres będzie stawiał biurokrację związkową pod presja mas członkowskich – zadaniem socjalistów w masowych związkach zawodowych jest skanalizowanie tej presji w walkę o demokratyczne, bojowe i klasowe związki zawodowe.
Innym frontem który otwiera się coraz bardziej w ruchu związkowym jest wzrost mniejszych, bardziej bojowych związków jak Inicjatywa Pracownicza czy Związkowa Alternatywa. Szczególnie IP odnosi coraz większe sukcesy, co warto podkreślić – także w sektorze prywatnym, w postaci nowych przyczółków nawet w nieuzwiązkowionych dotąd branżach, jak i rozwijaniem działalności w już wcześniej istniejących komisjach zakładowych jak np. w Amazonie. Obecność bojowej „konkurencji” na poziomie zakładu wywiera nacisk zmuszający nawet konserwatywne struktury Solidarności do większej aktywności i utrudnia im szybkie sprzedawanie walk. Wspieranie rozwoju alternatywnych związków zawodowych, w przypadku wyczerpania możliwości działania masowych związków, jest ważnym zadaniem socjalistów.
Działalność w związkach zawodowych jest dla nas priorytetową działalnością w miejscu pracy. Działalność w masowych, zbiurokratyzowanych związkach może w krótkim czasie wymusić na nas konieczność budowania jawnej opozycji. W tym procesie nigdy nie powinniśmy rezygnować z generalnej agitacji za uzwiązkowieniem i angażowaniem się w walkę o poprawę warunków pracy. Musimy jednak być elastyczni i czujnie obserwować ruchy klasy robotniczej zmierzające do działania poza strukturami związkowymi. Ekspresja gniewu pracowników, natrafiających na opór ze strony własnej biurokracji związkowej może przybrać różne nowe formy – przykładem są lokalne komitety strajkowe nauczycieli z 2019 czy niezależny komitet strajkowy pocztowców, który budowaliśmy na początku 2020. Takie ciała, choć przeważnie ich żywot jest krótki gdyż krystalizują się wokół konkretnych walk, są dla nas ogromną szansą na kontakt z najbardziej bojowymi i świadomymi sekcjami klasy robotniczej, jak i elementem walki o demokratyzację związków zawodowych.
Perspektywy polityczne
Polska od 5 lat doświadcza specyficznej formy bonapartyzmu – konserwatywno-populistycznej władzy Prawa i Sprawiedliwości. Obok Węgier czy Rosji, Polska stała się w pewnym sensie „trendsetterem” dla populistycznej prawicy, łączącej ksenofobię i autorytaryzm z ideą kapitalizmu narodowego i pewnej formy solidaryzmu.
Bonapartyzm cechuje się wzrostem znaczenia aparatu państwa i represyjności w celu ratowania klasy panującej. Trocki opisując bonapartyzm reżimu Piłsudskiego w latach 20 i 30, pokazywał jak reżim ten wyniosło do władzy drobnomieszczaństwo zniechęcone do tradycyjnych partii burżuazyjnych, przy częściowym poparciu klasy robotniczej. Współcześnie słabość klasy panującej – jak w przypadku polskiej, peryferyjnej burżuazji – daje reżimowi PiS pole do „siedzenia okrakiem” na walce klasowej starając się balansować między kapitalistami i klasą robotniczą (idąc na częściowe ustępstwa dla klasy robotniczej jak płaca minimalna, 500+ czy emerytury).
Jednocześnie wzrost represyjności ostatecznie musi prowadzić do represyjnego dyscyplinowania organizacji robotniczych przez reżim, jak ma to miejsce np. w szpitalach czy LOT. Polskim akcentem tego bonapartyzmu jest ekspansja partii rządzącej wewnątrz biurokracji ekonomicznej kraju – tzn zarządów spółek i przedsiębiorstw państwowych – co w obliczu słabej krajowej klasy kapitalistów sensu stricte, daje reżimowi także rolę gracza ekonomicznego. Przykładem tego zjawiska może być przejmowanie prasy lokalnej przez państwowy Orlen – w rozwiniętym kapitalizmie podobny ekonomiczny zamach na resztki niezależności prasy byłby dokonywany przez prywatny kapitał.
W perspektywach 2020 pisaliśmy, że PiS dosięgnął sufitu swojego poparcia wyborczego, a nadchodzące wstrząsy będą dalej kruszyć jego bazę wyborczą. Ta perspektywa potwierdza się – problemy gospodarcze kraju, zygzaki władz w kwestii radzenia sobie z pandemią (oraz przeciążenie jednego z najsłabszych punktów polskiego systemu socjalnego – ochrony zdrowia) rosnący autorytaryzm i ataki na prawa demokratyczne – to wszystko składa się na rosnącą utratę zaufania do PiS. Wśród pracowników fizycznych znaczący spadek poparcia dla PiS koreluje ze spadkiem poczucia bezpieczeństwa zatrudnienia. Baza PiS wśród drobnych kapitalistów również kruszy się wraz z przedłużającym się lockdownem i brakiem światełka w tunelu dla bankrutujących biznesów.
Kontynuacja tego trendu może z jednej strony skłonić klasę robotniczą do szukania innego głosu politycznego. Niestety lewica nie jest obecnie w pozycji do wypełnienia tej luki. Z drugiej strony, rozgoryczone drobnomieszczaństwo może poszukać sobie sojuszników wśród skrajnej prawicy i elementów faszyzujących. Taktyką skrajnej prawicy jest demagogiczne sięganie ku najbardziej rozczarowanym grupom drobnych kapitalistów. Obserwowaliśmy to w formie warstw drobnomieszczaństwa protestujących przeciwko lockdownowi – częściowo zbiegło się to z propagandą skrajnej prawicy przeciwko obostrzeniom sanitarnym (lub nawet negowaniem istnienia zagrożenia epidemicznego w ogóle).
Autorytarny dryf, którego oczekiwaliśmy również ma miejsce. Kolejne miesiące władzy PiS cementowały jego władzę w aparacie przemocy i instytucjach publicznych. Obserwujemy kolejne represyjne działania – prawo antykomunistyczne, zniesienie prawa odmowy mandatu, taktycznie wymierzone represje przeciwko uczestniczkom demonstracji przeciwko delegalizacji aborcji.
Jednocześnie zaczynamy dostrzegać podziały i wzrost paranoi w obozie rządzącym. Kaczyński przypomina w coraz większym stopniu neokolonialnego satrapę zamkniętego w swojej twierdzy otoczonej setkami funkcjonariuszy przy każdym wybuchu niezadowolenia społecznego. Konflikty skrajnie prawicowego skrzydła rządu skupionego wokół Ziobry, z „centrum” Kaczyńskiego zdradzają podziały i napięcia wewnątrz reżimu. Ziobryści publicznie sprzeciwili się Kaczyńskiemu w dwóch kwestiach, przyjmując linię skrajnej prawicy z Konfederacji – w sprawie ustawy o ochronie zwierząt (ujmując się za niezadowolonymi warstwami drobnomieszczaństwa rolniczego) i w sprawie „nietykalności urzędników” sprzeciwiając się aspektowi budowania autorytarnego państwa. Jednocześnie to skrzydło reżimu jest odpowiedzialne za najbardziej reakcyjny kurs wobec praw reprodukcyjnych. Kaczyński idąc na kompromis z ziobrystami (kosztem tysięcy kobiet) może i załatał chwilowo pęknięcia w swoim reżimie, ale wbił mu gwóźdź do trumny w dłuższej perspektywie.
Walka o prawa kobiet – spojrzenie na wzrost i upadek „Strajku Kobiet”
Jeśli chodzi o wielkość, poparcie społeczne, zaangażowanie i determinację, nic w zeszłym roku nie mogło się równać z protestami przeciwko wyrokowi Trybunały Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Od 2016 roku, kiedy środowiska fundamentalistów religijnych podjęły pierwsza próbę zaostrzenia i tak niezwykle ostrej ustawy antyaborcyjnej, narasta w Polsce ruch sprzeciwu wobec zakazu aborcji i szerzej walki o prawa kobiet. Symbolem walki stał się przede wszystkim Strajk Kobiet z Martą Lempart na czele. Przez cały okres rządów Prawa i Sprawiedliwości ruch ten był w stanie reagować na każda próbę zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, jednak zapewne nikt się nie spodziewał się skali protestów, które wybuchły po wyroku TK z 22 października 2020 roku. Wielka manifestacja w Warszawie 30 października zeszłego roku była być może największą demonstracją w całej historii III RP.
Ruch urósł tak bardzo, nie tylko dlatego że tak skrajny wytok TK wywołała powszechne oburzenie, ale także dlatego że protesty zbiegły się z ogólnym niezadowoleniem z rządów Prawa i Sprawiedliwości, czego wymownym symbolem jest jedno z najpopularniejszych haseł skandowanych na demonstracjach, czyli słynne „osiem gwiazd”. Warte podkreślenia jest fakt że demonstracje przetoczyły się nie tylko przez największe miasta wojewódzkie, ale nawet przez naprawdę małe miejscowości tzw. „Polski powiatowej” i nie były to wcale małe demonstracje, liczba demonstrantów potrafiła sięgać nawet tysięcy. Co więcej demonstracje nie ominęły miejscowości uważanych za wyborcze twierdze PiS-u.
Pierwszym wymiernym efektem protestów było największe tąpniecie poparcia dla partii rządzącej od początku jej rządów. Demonstracje te pokazały, że to właśnie ruch walki o prawa kobiet jest obecnie najgroźniejszym przeciwnikiem rządzącej prawicy. Ruch w końcu jednak musiał wyhamować, wieczne demonstracje nie są możliwe. Niestety liderki Ogólnopolskiego Strajku Kobiet nie wykorzystały energii, która ujawniła się podczas demonstracji, do tworzenia prawdziwego oddolnego i demokratycznego ruchu. Zamiast tego postanowiły stworzyć „rade konsultacyjną”, której zarówno skład, jak i sposób wyłonienia budzi poważne wątpliwości i niezadowolenie działeczek i aktywistek.
OSK jest powszechnie kojarzony jako kierownictwo ruchu, a dzięki swojej rozpoznawalności jego liderki mają nieprzeciętny wpływ na kierunek, w którym on podąża i działania, które są podejmowane. Niestety OSK nie jest organizacją demokratyczną, nie jest nawet w ścisłym tego słowa zaczadzeniu organizacją, jest raczej luźną strukturą, w której wszystkie decyzje podejmuje wąskie grono liderek. Alternatywa Socjalistyczna niejednokrotnie podnosiła, że jest to problem utrudniający tworzenie prawdziwie demokratycznego ruchu oporu przeciw prawicy i religijnym fundamentalistom, walczącemu w pierwszej kolejności o prawo do legalnej i darmowej aborcji. Liderki OSK niestety wydają się raczej niezainteresowane budowaniem demokratycznych struktur, mogły by w końcu one podważyć ich przywództwo. Zamiast tego brną w inicjatywy legislacyjne, tworzenie dziwnych i niepotrzebnych ciał doradczych i zabieganie o poparcie burżuazyjnych polityków z obozu „liberalnego”. Politycy ci najczęściej jednak co najwyżej popierają zachowanie „kompromisu aborcyjnego”, czyli tak czy inaczej prawie pełnego zakazu aborcji, trudno się więc dziwić że podstawowy postulat legalizacji aborcji zaczyna ustępować w propagandzie OSK postulatom walki o praworządność, wolne sądy itp.
Brak pomysłu na dalsze działanie, nieumiejętność wykorzystania energii lokalnych działaczek i działaczy, niechęć do tworzenia demokratycznego ruchu i ogólne wchodzenie w utarte tory burżuazyjnej polityko spod znalu KOD-u, powoduje coraz większe zniechęcenie i zmęczenie aktywistek. Niemniej niedawne protesty po opublikowaniu wyroku TK pokazują że sprawa legalnej aborcji, ciągle ma spory potencjał mobilizacyjny. Choć i tym razem widzieliśmy w wykonaniu OSK co najmniej dziwne decyzje, wręcz sabotujące rozwój ruchu w postaci „oddania weekendu WOŚP”.
Potencjał ruchu kobiecego i szerzej ruchu wałczącego o prawa reprodukcyjne pozostaje jednak duży. Lata oporu przeciwko ofensywie religijnych fundamentalistów sprawiły, że powstało pokolenie nowych zahartowanych w bojach i odważnych aktywistek, które nie zrezygnują z dalszej walki. Z kolei zeszłoroczne wielkie protesty dały okazję uczestnictwa w nich ogromnej części społeczeństwa, dla dużej części protestujących były to pierwsze protesty w życiu. Szczególnie cenne jest u doświadczenie mniejszych miejscowości. Dla części młodych kobiet było to zapewne doświadczenie pokoleniowe. Kultura protestu i demonstracji dla tego nowego pokolenia będzie dużo bardziej oczywista niż była dotychczas. Jest jasne że każdy nowy atak na prawa kobiet spotka się zawsze z kontrą i jest to niewątpliwie zdobycz ruchu. Co więcej choć jeśli chodzi o legislacje prawica osiągnęła sukces, to paradoksalnie naruszając status quo, zaczęła przegrywać walkę o rząd dusz. Można zaryzykować tezę że im bardziej religijni fundamentaliści atakują, tym większa cześć społeczeństwa zaczyna popierać zwolenników wyboru.
Rok 2021 będzie musiał być rokiem reorganizacji i redefiniowania zasad na jakich działa ruch za prawem wyboru. Alternatywa Socjalistyczna od dawna jest zdania że przede wszystkim konieczna jest jego demokratyzacja, dlatego wzywamy do budowy oddolnych demokratycznych komitetów strajkowych. Potrzeba nowych taktyk i pomysłów na prowadzenie walki, tylko demokracja uwzględniająca głosy lokalnych działaczek może takie taktyki wypracować. Konieczne jest też powiązanie walki kobiet z ruchem robotniczym. Należy pracować nad wciągnięciem związków zawodowych do ruchu. Przede wszystkim związków najbardziej sfeminizowanych, jak np. Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych, ale oczywiście dotrzeć trzeba także do innych bojowych segmentów klasy robotniczej. Prawdziwy „strajk kobiet” i konkretna solidarnościowa akcja strajkowa zdolna zaszkodzić kapitalistycznym interesom, była by argumentem silniejszym od największej nawet demonstracji.
Szanse i zagrożenia na horyzoncie
Po pandemicznym okresie miesiąca miodowego cierpliwość wobec represyjności państwa (akceptowanej początkowo w ramach walki z pandemią) wyczerpuje się. Protesty kobiet sięgają głębiej niż wydaje się liberalnym komentatorom widzącym tylko słupki wyborcze – podważona jest rola Kościoła Katolickiego, ideologicznego fundamentu kapitalistycznej Polski. Rewolta jest nieunikniona demograficznie – radykalizującym czynnikiem może się okazać fakt, że dotychczasowy zawór bezpieczeństwa jakim była emigracja młodzieży może przestać być możliwy w takim zakresie jak dotychczas.
Rozstrzygająca bitwa może nie nastąpić natychmiast. Ruchowi za prawami demokratycznymi brakuje kierownictwa i struktur. Liberalna opozycja nie jest liderem protestów – ostatnia klęska Strajku Kobiet wydaje się wręcz utwierdzać prawe skrzydło PO w jego konserwatyzmie i przed wyborami 2023 możemy mieć do czynienia z pójściem PO na prawo, lub rozłamem w partii. Jednocześnie neoliberalna PO ma niewielkie szanse na przekonanie klasy robotniczej – jej głosy odchodzące od PiS mają większą szansę przejść na przypadkową personę jak Hołownia.
Ponadto, zwiększenie masowej odporności na wirusa może przynieść rozmrożenie gospodarki i chwilowy wzrost gospodarczy. Może to mieć uspokajający efekt polityczny na klasę robotniczą, jednocześnie pobudzając ją do walk ekonomicznych (której zarodki widzimy już teraz). Prędzej czy później te walki natkną się jednak na opór reżimu, zwłaszcza w sektorze publicznym.
Walka ze zmianami klimatycznymi i nieprzygotowanie rządu do tranzycji energetycznej, również będzie punktem zapalnym walk społecznych. Nie można wykluczyć też powrotu protestów górniczych. Choć przedstawiciele górniczych związków i rządu podpisali w zeszłym roku porozumienie (przypomnijmy zakładające likwidację kopalń do 2049 roku), to nie jest ono dla większości górników zadowalające, jest też nieprecyzyjne i na tyle niepewne, że absolutnie nie można wykluczyć wznowienia protestów przez górników. Mając to na uwadze istotne jest wypracowanie przez socjalistów i szerzej przez lewicę stanowiska w sprawie transformacji energetycznej (na nieemisyjne źródła energii) uwzględniającego interesy górników i Górnego Śląska jako regionu. Ponadto narastające napięcia między Polską a UE mogą stworzyć bardzo niewygodną dla obu stron sytuację – eskalacja konfliktu mogłaby pozostawić PiS bez środków na transformację energetyczną.
PiSowski bonapartyzm jest ze swej natury niestabilny. Jego termin przydatności będzie zależał od tego co klasa panująca jest w stanie poświecić żeby utrzymać się przy władzy. Pod reżimem PiS tykają bomby – ekonomiczna, klimatyczna, demograficzna. Słabość lewicy i ruchu robotniczego utrudniają niestety wykorzystanie nieodzownego kryzysu bonapartyzmu do postępowej zmiany w społeczeństwie. Polska klasa panująca jest wciąż daleka od zawierzenia swojego losu siłom faszyzującym, ale nie eliminuje to zagrożenia skrajną prawicą w nieskończoność. Budowanie masowej, klasowej, socjalistycznej partii politycznej pozostaje naszym kluczowym zadaniem, pilniejszym każdego dnia.