Alternatywa Socjalistyczna
11 listopada jak co roku przejdzie ulicami Warszawy „marsz niepodległości”. Marsz ten, który u swych początków był małym wydarzeniem organizowanym przez ,marginalne grupki faszystów z ONR i Młodzieży Wszechpolskiej, przerodził się niestety w coroczną pokaźną demonstracje, na której bez żenady prezentowane są hasła nacjonalistyczne, ksenofobiczne, homofobiczne, czy islamofobiczne. Stało się tak bez wątpienia dzięki wsparciu jakie udzieliło marszowi PiS. Po przejęciu władzy przez „dobrą zmianę”, marsz ma wręcz państwową kuratelę.
W tym roku hasłem „marszu niepodległości” będzie: „My chcemy Boga” jak tłumaczył rzecznik marszu Robert Bąkiewicz „Dzisiaj chcemy iść jak nasi przodkowie pod Wiedniem, jak w walce z nawałą bolszewicką w 1920 roku chcemy iść pod sztandarami Boga”. To zapewne próba przypodobania się kościołowi, który jak wiadomo w Polsce ma jednoznaczne prawicowe oblicze. Być może pragną też przyciągnąć jeszcze więcej nastawionych klerykalnie uczestników. Pod sztandarami Boga zapewne jak i w zeszłych latach uczestnicy marszu będą skandować nienawistne antyislamskie hasła.
Niestety czasy kiedy faszyści i skrajni nacjonaliści byli w Polsce marginesem minęły. Dziś choć ONR i MW nadal są raczej małymi organizacjami (choć mającymi wsparcie finansowe niektórych przedsiębiorców), to ich idee i poglądy weszły do głównego nurtu polityki. I nie jest to tylko zasługa PiS, który szczególnie teraz gdy ma władzę wspiera i ochrania te faszystowskie organizacje. Polska debata publiczna od dawna przesunięta jest mocno na prawo. Już w latach 90 liberałowie „dogadując” się z kościołem i wprowadzając religię do szkół, wsparli klerykalizację państwa. To nie PiS a PO ustanowiło dzień tzw. „żołnierzy wyklętych”, czyli antykomunistycznej partyzantki po 1945 roku. Czci się w ramach tego nowego kultu ludzi takich jak Romuald Rejs „Bury”, Zygmunt Szendzielarz „Łupaszka” czy Józef Kuraś „Ogień”, mających na koncie zbrodnie przeciwko ludzkości co w przypadku „Burego” stwierdził nawet IPN. Ci nowi bohaterowie, o których jeszcze 10 lat temu mało kto słyszał, wysławiani są w prasie, w telewizji i na lekcjach historii. To wreszcie, w bieżącym roku, wszystkie partie w sejmie przyjęły jednogłośnie uchwałę ku czci Narodowych Sił Zbrojnych, organizacji faszyzującej, jawnie antysemickiej i nierzadko kolaborującej z Niemcami podczas wojny.
Skrajny przechył w prawo w debacie publicznej (i co ważne w nauczaniu), tolerowanie (a nierzadko wspieranie) faszyzujących organizacji jak ONR czy MW, a ostatnio antyuchodźcza, antyimigrancka i islamofobiczna propaganda, którą można usłyszeć nawet w państwowych mediach, przynosi niestety rezultaty. Informacje o tym że muzułmanie, bądź po prostu ludzie o ciemniejszym odcieniu skóry, padli ofiarą przemocy, ze strony „patriotycznie” nastawionej młodzieży, są coraz częstsze i nie zanosi się na to by miało się to zmienić. Wielu ludzi narażonych na takie ataki zaczyna bać się wychodzić nocą z domów, lub myśli nawet o opuszczeniu Polski. Do łask wraca nawet „stary dobry” antysemityzm, coraz rzadziej ukrywany przez prawicowców i to nie tylko tych najskrajniejszych. Przykładem było np. spalenie we Wrocławiu kukły żyda na jednej z notabene antymuzułmańskich demonstracji.
Pierwszym i najważniejszym zadaniem wszystkich, którzy nie zgadzają się na powolne „brunatnienie” Polski, jest sprzeciwić się tej fali ksenofobi i nacjonalizmu, której symbolem jest „marsz niepodległości”. Nie wystarczy jednak moralne oburzenie na nacjonalistyczne ekscesy i najpiękniejsze nawet hasła wzywające do tolerancji, otwartości czy „miłości bliźniego”. Aby sprzeciwić się nacjonalizmowi i faszyzmowi trzeba zrozumieć skąd się bierze jego siła. A nie jest to kwestia tylko nacjonalistycznej propagandy, która cały okres III RP była powszechna, ale przede wszystkim skutków polityki gospodarczej wszystkich ekip rządzących przez ostatnie 28 lat. Bieda, bezrobocie, masowa emigracja zarobkowa, powszechny wyzysk, niskie pensje, umowy śmieciowe, nieliczenie się z głosem obywatela i dość fasadowa formalna demokracja. To wszystko pcha cześć społeczeństwa w stronę skrajnej prawicy, która proponuje łatwe, choć fałszywe wytłumaczenie takiej sytuacji. Winni są żydzi, lewacy, komuniści (chodzi oczywiście tylko o epitet bez treści, komunistami dla prawicy są wszyscy, których zwalczają, nawet liberałowie z PO czy Nowoczesnej), resortowe dzieci, homoseksualiści,. Ogólnie to co jest uważane za elity i „salon”. Krytyce poddany potrafi być nawet kapitał, choć oczywiście tylko zagraniczny. Faszyści z ONR i MW czy protofaszyści z Kukiz 15 lubią przedstawiać siebie jako antyestabliszmentowców. Proponując jednocześnie rozwiązania, które najlepiej przysłużyły by się elitom politycznym jak i finansowym, jak słynne JOW-y (jednomandatowe okręgi wyborcze), które są korzystnie dla największych burżuazyjnych partii, czy obniżka podatków dla najbogatszych.
Antyfaszyzm musi więc być prawdziwie antyestabliszmentowy, czyli po prostu antykapitalistyczny. Tylko wtedy może być skuteczny. Musi tłumaczyć skąd naprawdę biorą się bieda, wykluczenie i niesprawiedliwość społeczna. Musi tłumaczyć że to nie kwestia spisków czy „niepolskich” rządów, a neoliberalnej polityki ostatniego ćwierćwiecza. Pokazywać że organizacje nacjonalistyczne i faszyzujące nie mają tak naprawdę innych pomysłów na gospodarkę, bo stoją na gruncie kapitalizmu, który co najwyżej chcą trochę „spolszczyć”. Pokazywać, że wyzysk w przez polskich kapitalistów nie jest mniejszy niż u zagranicznych, a często nawet większy. Nie może jednak na tym poprzestać. Ruch antyfaszystowski powinien mieć własne postulaty w sferze społecznej i gospodarczej, które pokażą alternatywę dla kapitalistycznej rzeczywistości. Antyfaszyści powinni się aktywnie włączać w protesty pracownicze, czy w walkę o prawa lokatorów. Antyfaszyzm powinien być antykapitalistyczny także dlatego że kapitalizm, jak każdy system klasowego ucisku, wzmacnia patriarchat (kapitaliści wykorzystują go zresztą chętnie do swoich partykularnych celów, np. poprzez mniejsze pensje dla kobiet), system ucisku kobiet, ale i mężczyzn wtłaczający obie płcie w sztywne tradycyjne role, które mają do odegrania. Pamiętać należy że obrona tradycyjnych stosunków rodzinnych (jej skrajność pokazała choćby walka prawicy z „Konwencją o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”) jest jednym z podstawowych postulatów nacjonalistycznych i faszystowskich. Seksizm mimo niektórych sukcesów feministek ani na zachodzie ani tym bardziej w Polsce nie zniknął. A jest on nie tylko jedną z podstaw ideologii skrajnie prawicowych, ale też przyciąga do takich organizacji wielu młodych mężczyzn. Ważnym zadaniem jest też odbudowa bojowego ruchu robotniczego, który zawsze stał na pierwszej linii frontu walki z faszyzmem.
Pamiętajmy jednak o tym ze z faszyzmem i nacjonalizmem nie damy sobie rady argumentami, choćby dlatego że faszyzm nie operuje argumentami a irracjonalnymi uczuciami. Dlatego faszystom i ogólnie skrajnej prawicy trzeba się przede wszystkim przeciwstawić, zarówno ideologicznie jak i jeśli zajdzie taka potrzeba fizycznie. Potrzebujemy silnego ruchu, który będzie w stanie to zrobić.
11 listopada powiedzmy nie faszystom i nacjonalistom. Ich ksenofobii, rasizmowi, homofobii, seksizmowi i całej ich nienawiści!
-
Stop rasistowskiej i homofobicznej przemocy na ulicach!
-
Działajmy na rzecz mobilizacji lokalnych społeczności przeciwko skrajnie prawicowej aktywności w szkołach, na ulicach i instytucjach publicznych
-
Pracownicy wszystkich narodowości zjednoczeni w ruchu robotniczym – walczmy z dumpingiem płacowym i podziałami narodowymi wśród pracowników poprzez pełne uzwiązkowienie i społeczną kontrolę nad zatrudnianiem
-
Stop nacjonalistycznej propagandzie w szkołach i mediach publicznych – demokratyczne i postępowe związki zawodowe nauczycieli i dziennikarzy powinny podjąć walkę z autorytarnym kierunkiem w państwie