Wybory prezydenckie z 9 sierpnia były ewidentnie oszustwem. W tej chwili białoruscy robotnicy i młodzież potrzebują socjalistycznej alternatywy dla zorganizowania opozycji.
Rob Jones, ISA Rosja
W momencie pisania tego tekstu protesty na Białorusi przeciwko oczywistemu fałszowaniu wyników niedzielnych wyborów prezydenckich zdają się rozprzestrzeniać i spotykają się z coraz większymi represjami.
W Mińsku, Brześciu, Grodnie i kilkunastu innych miastach tysiące ludzi wyszło na ulice, a w wielu miejscach powstają barykady. W odpowiedzi reżim wykorzystuje policję, a nawet elitarne oddziały antyterrorystyczne „Almaz”.
Nagrania pokazują, jak policja brutalnie bije protestujących, powszechne jest użycie gazu łzawiącego i granatów ogłuszających. Wielu protestujących zostało ranionych przez gumowe kule. W niedzielę podano, że zatrzymano tysiące osób, w tym co najmniej 17, głównie rosyjskich, dziennikarzy. W scenie przypominającej te na placu Tiananmen w Chinach jeden z protestujących został potrącony przez furgonetkę policyjną.
Kierowcy w Mińsku przejeżdżają przez miasto, trąbiąc na znak poparcia dla opozycji, w wielu miejscach próbują tworzyć blokady drogowe, aby zatrzymać przejazd pojazdów policyjnych. Gdzie indziej kierowcy krążą wokół pojazdów policji, aby zatrzymać ich ruch. Zeszłej nocy policjanci używali taksówek i karetek pogotowia, aby dostać się do tłumu protestujących.
Wychodzą robotnicy
Co istotne pracownicy Białoruskich Zakładów Metalurgicznych (BMZ) ogłosili strajk, mówiąc, że chcą „żyć, a nie tylko egzystować”. Zaraz po ogłoszeniu strajku do fabryki przybyła policja i według doniesień zatrzymano co najmniej 60 pracowników. Wzywa się do rozszerzenia strajku.
Protesty te zostały sprowokowane wczorajszym ogłoszeniem, zgodnie z którym Aleksandr Łukaszenko „zdobył” 80% głosów w wyborach. Ta wyraźnie sfabrykowana liczba stoi w całkowitej sprzeczności z nastrojami mieszkańców Białorusi, którzy coraz gniewniej reagują na Łukaszenkę, sprawującego władzę od 1994 roku. W kraju nie tylko pogłębił się kryzys gospodarczy, Łukaszenko neguje także istnienie epidemii, twierdząc, że szklanka wódki dziennie wystarczy, żeby utrzymać wirusa na dystans. W konsekwencji wskaźniki zakażeń są cztery razy wyższe per capita niż w sąsiedniej Ukrainie.
Opozycyjna próżnia
Tradycyjna opozycja nie zapewniła w tych wyborach żadnej alternatywy, twierdząc, że obawia się o bezpieczeństwo ludzi podczas pandemii. Czując jednak rosnącą opozycję w społeczeństwie, część elity rządzącej – były ambasador oraz bankier – zapowiedzieli start w wyborach. Listy poparcia kandydatur wywołały masowe zainteresowanie. Aby zapobiec przekształceniu tego poparcia w głosy, jeden z potencjalnych kandydatów został aresztowany, drugi zmuszony do wygnania. Trzeci kandydat, znany bloger, również został aresztowany. To jego żona, Swietłana Tichanowskaja, ogłosiła wtedy swoją kandydaturę.
Ta opozycjonistka z przypadku wkrótce spotkała się z mobilizacją tysięcy ludzi na rzecz swojej kampanii, w której obiecała po prostu, że jeśli zostanie wybrana, uwolni wszystkich więźniów politycznych i zorganizuje nowe, demokratyczne wybory. Łukaszenka uważał, że kobieta nie może zostać prezydentem. Ale wszystko wskazuje na to, że wyborcy się nie zgodzili. Tam, gdzie ujawniono dane dotyczące głosowania z poszczególnych stacji, pokazują one, że to nie Łukaszenka zyskał 80%, ale Tichanowska.
Potrzebna lewicowa alternatywa
Fakt, że jedyny kandydat opozycji był przypadkowy, a nawet ci, którzy początkowo byli przygotowani do kandydowania, pochodzili z elity rządzącej, świadczy o pilnej potrzebie zbudowania prawdziwie lewicowej, klasowej alternatywy skierowanej do klasy robotniczej, z demokratycznie wybranymi komitetami, które będą interweniować w takich protestach, wysuwając żądania odzwierciedlające rzeczywiste interesy ludzi pracy, domagając się demokratycznych praw i końca dyktatorskiego reżimu, odpowiednich wynagrodzeń i wsparcia dla bezpłatnej opieki zdrowotnej i edukacji, dla demokratycznej i niezależnej socjalistycznej Białorusi. Oczywiście, strajk rozpoczęty w BMZ powinien przejść w ogólnokrajowy strajk prowadzony przez demokratycznie wybrane komitety pracownicze.
Jest to lekcja, która płynie z wydarzeń na sąsiedniej Ukrainie, kiedy podczas Euromajdanu, z powodu braku lewicowej alternatywy, troski zwykłych ludzi zostały wykorzystane przez burżuazyjną opozycję i skrajną prawicę.
Imperialistyczna hipokryzja
Zgodnie z oczekiwaniami zachodnie mocarstwa szybko zaczęły publicznie krytykować wynik wyborów. Zaledwie kilka miesięcy temu UE przymykała oko na autorytaryzm Łukaszenki, starając się oderwać go od Rosji. Teraz przewodnicząca Komisji Europejskiej Urszula von der Leyen wzywa Mińsk do zwykłego „zapewnienia, że głosy zostaną policzone i opublikowane dokładnie”, ignorując w oczywisty sposób fakt, że cały proces wyborczy był od początku zmanipulowany i nie może być inaczej w niedemokratycznym, autorytarnym państwie.
Inni autorytarni przywódcy krajów takich jak Chiny i Kazachstan szybko złożyli gratulacje Łukaszence, równie szybko nadeszły pozdrowienia z Rosji. Jednak odpowiedź Rosji wydaje się być bardziej zniuansowana. Ostatnią rzeczą, jakiej chce Rosja, jest powtórka tuż u swego progu ukraińskiego Euromajdanu, kiedy prorosyjski prezydent w Kijowie został obalony na rzecz prounijnego rządu.
Przesłanie Kremla do Łukaszenki było wyrazem oczekiwania na współpracę w ramach „państwa unijnego” – kontynuację Unii między Rosją a Białorusią. Od czasu Euromajdanu Łukaszenka podąża coraz bardziej niezależnym kursem od Rosji – co do pewnego stopnia odzwierciedla liczba przetrzymywanych obecnie rosyjskich dziennikarzy oraz skandal w okresie przedwyborczym wokół aresztowania na Białorusi grupy rosyjskich najemników. W rosyjskim, zazwyczaj lojalnym Kremlowi parlamencie, pojawiają się również głosy krytykujące represje Łukaszenki. Sprawiają one wyraźne wrażenie, że poparcie dla Łukaszenki pójdzie tylko tak daleko, jak daleko zgodzi się on na całkowity powrót na rosyjską orbitę, a w razie potrzeby Kreml poprze innego kandydata – być może Wiktora Babariko, byłego bankiera bliskiego rosyjskiemu Gaspromowi. Aby zwiększyć presję, w jednym z regionów Białorusi pojawił się podejrzany komitet, który twierdzi, że chce dołączyć do Rosji, podobnie jak na Ukrainie w 2014 roku.
Socjalisticzeskaja Alternatiwa w Rosji i na Ukrainie są oczywiście w pełnej solidarności z walką białoruskich robotników i młodzieży z dyktatorskim reżimem Łukaszenki i zorganizowały protesty w ambasadach Białorusi w Kijowie i Moskwie z żądaniem „Łukaszenka odejdź – o demokrację dla robotników i wszystkich uciskanych”.