W nadchodzących wyborach prezydenckich w Polsce znów nie mamy do czynienia z wyborem, który mógłby przynieść realną zmianę. Kandydaci, którzy dominują debatę publiczną, reprezentują różne odcienie tej samej skompromitowanej burżuazyjnej polityki – polityki utrwalającej interesy najbogatszych i podporządkowującej potrzeby większości regułom rynku, Kościoła i państwowego autorytaryzmu.
Jednym z najbardziej niebezpiecznych kandydatów jest Sławomir Mentzen, lider Konfederacji. Pod fasadą żartów, TikTokowych wystąpień i „antysystemowej” retoryki skrywa się brutalny program: radykalnie wolnorynkowy, antyspołeczny, antykobiecy i skrajnie konserwatywny. Mentzen publicznie opowiada się za karą do 10 lat więzienia dla kobiet, które dokonają aborcji – nawet w przypadku gwałtu. On i jego środowisko trywializują gwałt, naśmiewają się z ofiar, traktując przemoc seksualną jako żart. W sprawach ochrony zdrowia Mentzen opowiada się za pełną prywatyzacją i likwidacją systemu publicznego, twierdząc, że „dobry lekarz powinien zarabiać jak piłkarz”, czyli wyłącznie dla najbogatszych. Z drugiej strony proponuje leczenie przez „zielarki” i znachorki, zamiast wzmacniania publicznego systemu. To realne zagrożenie dla życia i zdrowia, szczególnie osób starszych, biedniejszych i wykluczonych. Wizja Mentzena to również wizja Polski jako państwa silnych, bezprawnych korporacji eksploatujących zderegulowaną gospodarkę i słabych ludzi – bez praw, zabezpieczeń i solidarności.
Ale inne kandydatury nie są wcale alternatywą. Szymon Hołownia – marszałek Sejmu i lider Polski 2050 – skutecznie blokuje liberalizację prawa aborcyjnego. Choć stylizuje się na nowoczesnego centrystę, w rzeczywistości jego światopogląd w kwestiach społecznych niewiele różni się od tego, który przez lata głosił PiS. Rafał Trzaskowski, lansowany przez liberalne media jako „rozsądna” i „europejska” opcja, jest reprezentantem tej samej klasy politycznej, która przez lata demolowała usługi publiczne, sprzyjała prywatyzacji i marginalizowała potrzeby klasy pracującej. Zdobycie władzy przez PiS w 2015 r. jest właśnie zasługą Platformy Obywatelskiej. Z kolei kandydat pokroju Nawrockiego (tzw. kandydat „obywatelski”, w rzeczywiście kandydat PiS-u i Pana Prezesa) to twarz coraz bardziej ofensywnego sojuszu państwa i Kościoła, marzącego o Polsce podporządkowanej katolickiemu fundamentalizmowi.
Tu warto przypomnieć, że zaledwie półtora roku temu, w wyborach parlamentarnych, miliony Polek i Polaków – przede wszystkim kobiety i młodzież – masowo ruszyły do urn, by odsunąć PiS od władzy. Głosowano z nadzieją na liberalizację prawa aborcyjnego, realną ochronę praw osób LGBT+, zerwanie z ksenofobią, nienawiścią i pogardą, jaką promował PiS. Ówczesna mobilizacja była potężnym sygnałem, że społeczeństwo chce zmiany. I co? Mamy dziś rząd, który nie wprowadził żadnej z tych obiecanych reform. Prawo aborcyjne nadal jest jednym z najbardziej restrykcyjnych w Europie. Nie ma postępów w zakresie praw LGBT+, wręcz przeciwnie – wciąż trwa polityka unikania tematu, by nie drażnić konserwatywnego elektoratu. Polityka migracyjna nowego rządu w niczym nie różni się od polityki PiS – uchodźcy z Globalnego Południa są traktowani jak zagrożenie, a nie ludzie potrzebujący wsparcia. Dalej ludzie umierają na granicy polsko-białoruskiej.
W tej sytuacji jedyną rzekomo lewicową kandydaturą może wydawać się Adrian Zandberg. Rzeczywiście jego relatywna popularność wśród młodzieży ze szkół ponadpodstawowych w Poznaniu (drugie miejsce w sondażu z 18,4% głosów) pokazała, że lewicowy język ma potencjał.
Niestety, choć Zandberg wciąż używa socjalnej retoryki – za słowami nie idą czyny. Partia Razem poparła każdą ustawę zwiększającą wydatki na zbrojenia. Mimo że wycofali się z koalicji z liberałami, wciąż reprezentują raczej „lewą flankę” liberalizmu niż realną alternatywę klasową.
Razem dawno już zrezygnowało z budowy niezależnej polityki klasy pracującej. Dawne uczestnictwo w koalicji z SLD i Wiosną, brak realnej walki o klasowe postulaty, szukanie rozwiązań rynkowych, żarliwe poparcie dla militaryzmu, NATO i wojny – wszystko to dowodzi, że nawet ta „nominalna lewica” zasymilowała się z systemem, który miała przecież zmieniać.
Alternatywa Socjalistyczna nie popiera żadnego z kandydatów. Wzywamy do odrzucenia logiki „mniejszego zła”. Dziś bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy niezależnej organizacji klasy pracującej – partii, która będzie budowana od dołu przez robotników, młodzież, kobiety, osoby LGBT+, migrantów i wszystkie uciskane grupy społeczne. Partii, która nie będzie lobbować w Sejmie, ale organizować walkę na ulicach, w szkołach i zakładach pracy.
Nie jesteśmy skazani na wybór między faszyzującą prawicą a zgniłym liberalizmem. Potrzebujemy alternatywy – socjalistycznej, demokratycznej i walczącej.