Teskty pochodzą z Jedności Pracowniczej nr 44
Polityka mieszkaniowa w Polsce
Dawid Kański
Początek lat 90 XX w. cechował się załamaniem budownictwa mieszkaniowego w Polsce, którego przyczyną była będąca konsekwencją transformacji systemowej prywatyzacja i likwidacja państwowych kombinatów budowlanych oraz urynkowienie sektora mieszkaniowego. Średnia liczba mieszkań oddanych do użytku nagle spada z 175 tys. (średnia dla lat 1945-1989) do 101 tys. (średnia dla lat 1991-1995). PRL w swoim najlepszych dla budownictwa mieszkaniowego okresie oddawał do użytku ponad 200 tys. mieszkań rocznie, a rekordowym rokiem dla tego okresu i w ogóle rekordowym dla całej historii Polski jest rok 1978 kiedy to liczba wybudowanych mieszkań wyniosła 283,6 tys. Dla III RP (lata 1990-2017) średnia liczba mieszkań oddanych do użytku wynosi 118,8 tys. a rekordem jest 2008 r., kiedy to liczba wybudowanych mieszkań sięgnęła 165 tys., jeżeli do tego dodamy, że 70% wszystkich zasobów mieszkaniowych powstała w czasach PRL, to mamy już jakieś wyobrażenie na podstawie, którego można ocenić nie tylko politykę mieszkaniową zdeformowanego państwa robotniczego ale przede wszystkim możliwości, a raczej niemoc kapitalizmu w obszarze zaspakajania potrzeb mieszkaniowych społeczeństwa. Budownictwo mieszkaniowe w rękach prywatnych podmiotów to przede wszystkim budownictwo wybitnie nieskuteczne. Polityka mieszkaniowa w PRL pomimo wielu niedociągnięć i wypaczeń mimo wszystko cechowała się egalitaryzmem, zaś polityka w III RP nosi wszelkie znamiona elitaryzmu.
W latach 1995-2016 Polska wydała na cele mieszkaniowe ok. 44 mld złotych, wydatki te głownie sprowadzały się do refundacji premii gwarancyjnych i wykupu odsetek od kredytów mieszkaniowych, z czego bezpośrednie finansowanie budowy mieszkań stanowiło niewielkich odsetek i tak skromnych środków. Na początku lat 90 XX w. udział wydatków budżetu państwa na strefę mieszkaniową wynosił ponad 5 %, by w 2015 r. spaść do 0,35%, zaś udział nakładów na mieszkalnictwo w PKB spadł z 1,5% w 1991 r. do poniżej 0,1% w 2016 r. Dla porównania pomoc państwa dla prywatnego sektora przedsiębiorstw waha się od kilku do kilkunastu i więcej miliardów złotych rocznie (w 2012 r. obdarowało kapitalistów kwotą 21,8 mld zł, w 2013 r. – 22,1 mld zł, w 2014 r. 26 mld zł, w 2015 r. 20,9 mld zł, w latach 2012-2016 prywatny biznes łącznie otrzymał w prezencie od państwa 115,3 mld zł) a to oznacza, że całkowita suma tej pomocy jest co najmniej dziesięciokrotnie większa niż całkowite wydatki państwa na mieszkalnictwo i kilkadziesiąt razy większa niż bezpośrednie wydatki państwa na budowę mieszkań.
Liczba pustostanów w Polsce może dochodzić nawet do 1 miliona. Według różnych szacunków w Polsce brakuje nawet do 2,5 mln mieszkań, zatem już same zasiedlenie pustostanów mogłoby całkowicie zlikwidować zjawisko bezdomności (według oficjalnych danych liczba bezdomnych osób wynosi ok. 34 tys., a według nieoficjalnych nawet ok. 100 tys.) i zapewnić dach nad głową najbardziej potrzebującym. Według badań przeprowadzonych w 2015 r. ok. 26% ogółu mieszkań było zadłużonych z tytułu zaległości czynszowych na łączną kwotę 1,9 mld zł, stąd wynika zjawisko masowych eksmisji a tych w latach 1999-2016 wykonano 150 856 , jeżeli pomnożymy liczbę eksmisji przez średnią liczbę osób przypadających na jedno mieszkanie, to da nam to liczbę ok. 410 tysięcy osób, mniej więcej tylu ludzi mogło zostać dotkniętych eksmisjami w ostatnich 17 latach. Eksmisje bez prawa do lokalu socjalnego wyniosły 66 186, co stanowi 43% wszystkich eksmisji, rządy PiS-u w tej kwestii nie różnią się niczym szczególnym od poprzednich równie antyspołecznych rządów, gdyż w 2016 r. wykonano 8774 eksmisje w tym 2887 bez prawa do lokalu socjalnego (32 % wszystkich eksmisji).
Cechą charakterystyczną dla czasów III RP jest określanie programów mieszkaniowych mianem programów społecznych, lecz tak naprawdę słowo społeczny jest tutaj maskowaniem antyspołecznego charakteru polityki mieszkaniowej, gdyż polityka mieszkaniowa w Polsce kapitalistycznej, to głównie dorabianie banków, firm deweloperskich, kamieniczników i wspomaganie przede wszystkim klasy średniej kosztem potrzeb klasy robotniczej.
Socjalistyczne planowanie przestrzeni miejskiej: droga do bardziej ludzkich miast
Ada Kaczmarek
Kapitalizm stworzył wielkie miasta na swoje podobieństwo: pełne nierówności, zanieczyszczone i niezdolne do zapewnienia wszystkim godnych warunków życia. Socjaliści walczą o odrzucenie tego systemu i zastąpienie go społeczeństwem bez klas, bazującym na nacjonalizacji kluczowych sektorów gospodarki, demokratycznej kontroli pracowniczej i planowaniu dla zaspokojenia potrzeb wszystkich. Zmiana systemu ekonomicznego i społecznego będzie miała także głęboki wpływ na zmianę w miastach.
W ciągu 30 lat kapitalizmu w Polsce duże miasta ucierpiały z powodu itp. gentryfikacji: czynsze w centrum ogromnie wzrosły wyganając mieszkańców na rzecz bardziej zyskownych przedsięwzięć. W zachodniej Europie gdzie kapitalizm jest starszy, pracownicy są wypychani na peryferie miast, gdzie usługi publiczne są coraz mniej obecne i nierówności społeczne są utrwalane w sposób geograficzny.
Wraz z likwidacją przemysłu w małych miastach, następuje upadek ekonomiczny i społeczny oraz wzmaga się migracja wewnętrzna w kierunku dużych miast. To z kolei napędza zyski deweloperów, którzy pod pozorem zaspokojenia głodu mieszkaniowego budują nowe budynki mieszkalne w sposób chaotyczny, zwiększając dramatycznie zagęszczenie ludności w pewnych dzielnicach, nie zajmując się wcale dostępem do usług, ilością miejsc parkingowych itd. Te nieruchomości są często pozbawione przestrzeni zielonej czy spójności architektonicznej zresztą dzielnicy.
Socjalistyczne planowanie za jakim się opowiadamy wynika z realnych potrzeb populacji. Często możemy uświadczyć mieszkańców walczących przeciwko zamykaniu usług publicznych czy przeciwko nowym projektom deweloperskim. Jednak obecny system polityczny nie jest zbudowany w taki sposób, aby mieszkańcy mieli szanse w konfrontacji z cięciami budżetowymi czy wielkimi deweloperami. W socjalizmie, to lokalne demokratyczne komitety będą współdecydowały o polityce swojej dzielnicy czy miasta.
Potrzeby mieszkaniowe będzie można zaspokajać przez renowację zaniedbanych budynków, konfiskatę pustych domów oraz budowanie nowych jednak nie kosztem przestrzeni zielonej i życiowej. Jednocześnie usługi publiczne dobre jakości w pobliżu mieszkańców będą mogły zostać odbudowane.
W szerszym kontekście, gospodarka planowana będzie mogła znieść nierówności pomiędzy wielkimi a prowincjalnymi miastami, pomiędzy ośrodkami miejskimi a wiejskimi. Przemysł będzie można rozdzielić bardziej równomiernie po terytorium, w celu uniknięcia śmierci ekonomicznej regionów. Małe miasta będą mogły z powrotem stać się miejscami do życia i socjalizacji.
Według raportu NIK z 2018 r. segregacja odpadów w miastach pogarsza się zamiast polepszać. Jednocześnie wzrastają opłaty za odbiór odpadów, często pod pretekstem złego sortowania śmieci przez mieszkańców. Odpowiedzialność za zanieczyszczenie jest często przerzucana na zwykłych mieszkańców. W istocie wielu z nas robi co może, by nie zanieczyszczać – ale jaki inny wybór niż korzystanie z samochodu mają osoby w miejscach z kiepskim transportem publicznym; jaki interes w segregowaniu odpadów jeśli nie są one następnie zagospodarowane przez gminę?
Planowana gospodarka pod kontrolą mieszkańców jest jedynym środkiem żeby ochrona środowiska stała się priorytetem: rozwój transportu publicznego, zagospodarowania odpadów, transformacja systemu energetycznego są kluczowymi działaniami w celu ochrony planety (i zdrowia publicznego). Lecz w ramach kapitalizmu pozostają generalnie mało rentownymi przedsięwzięciami by zainteresować masowe inwestycje.
Celem demokratycznej kontroli w miastach będą nie tylko kwestie ekonomiczne i ekologiczne. Pozwoli ona także zdemokratyzować krajobraz miast, abyśmy nie byli otoczeni zaniedbanymi budynkami i bezdusznymi konstrukcjami wzniesionymi ku chwale wielkich korporacji. Lokalne komitety będą uczestniczyć w decydowaniu o architekturze, tworzeniu nowych miejsc spotkań i współżycia, o tym jak znaleźć równowagę pomiędzy praktycznym a przyjemnym, abyśmy w końcu mieli miasta odpowiednie dla ludzi i dobrego życia.