Damian Winczewski/
Relacja z demonstracji 8.04.2017.
W sobotę ósmego kwietnia odbyła się zapowiadana wcześniej demonstracja antyfaszystowska, zorganizowana według informacji medialnych przez anarchistów z Federacji Anarchistycznej i Rozbratu. Anarchiści stanowili również przeważającą większość uczestników tej demonstracji, choć pojawiły się również osoby reprezentujące partie polityczne, jak Razem czy Socjaliści. Nie zabrakło również naszej symbolicznej, jednolitofrontowej delegacji AS i RSS-Pomorze, dzięki czemu byliśmy naocznymi świadkami większości dynamicznych zdarzeń jakie miały miejsce tego dnia. Dzięki mobilizacji środowisk anarchistycznych osiągnięto znaczącą jak na warunki frontu antyfaszystowskiego w Polsce frekwencję, bo według doniesień niektórych mediów około tysiąca osób – w tej sytuacji można by ocenić to jako niemały sukces, gdyż demonstracja nie była zapowiada z nazbyt dużym wyprzedzeniem, leczy była rezultatem rosnącej skali nacjonalistycznej przemocy w ostatnich tygodniach.
Powodów sukcesu frekwencyjnego nie trzeba zbytnio tłumaczyć – wszyscy członkowie środowisk lewicowych i antyfaszystowskich doskonale wiedzą co działo się w ostatnich tygodniach, a były to to kolejne pobicia cudzoziemców i działaczy lewicowych, nacjonalistyczna, a także kłamliwa, ksenofobiczna retoryka rządu nakłaniająca narodowców do kolejnych ataków połączona z bezprawną deportacją irackiego doktoranta pracującego na Uniwersytecie Jagiellońskim. Do tego w samym Poznaniu doszło do polowania na działacza lewicowego, który śmiał się otwarcie sprzeciwić kultowi hołubionych przez oficjalną propagandę walczących w interesie post-sanacyjnej burżuazji żołnierzy reakcyjnego podziemia powojennego, a także do ataku na księgarnie Zemsta. Wszystkie te wydarzenia mocno zradykalizowały uczestników demonstracji, którzy byli w pełni zdeterminowani aby dać odpór spodziewanej agresji nacjonalistów, którzy nie mogąc zawładnąć w pełni ulicami mimo przyzwolenia rządzących, zaczynają tracić instynkt samozachowawczy i popełniają błędy.
Świadectwem tej bezmyślności narodowców był atak na uczestników demonstracji tuż po jej rozpoczęciu. Miejsce zgromadzenia znajdowała się obok wejścia do galerii handlowej znajdującej się w budynku Starego Browaru. Od pierwszych chwil na organizatorów naciskała spanikowana ochrona galerii, która bezskutecznie próbowała usunąć mówców ze schodów. Wkrótce, z tej samej strony nadszedł atak nieniepokojonych przez żadne służby narodowców, którzy mimo prawdopodobnego pochodzenia od wyzyskiwanych przez szlachtę chłopów pańszczyźnianych uwierzyli w to, iż są spadkobiercami husarii, trudno bowiem wytłumaczyć fakt, dlaczego niewielką grupką rzucili się na kilkuset uczestników demonstracji. Zamiast wiktorii na miarę Kłuszyna spotkała ich klęska na miarę bitwy pod Batohem. Rzucili się na demonstrantów w blasku fleszy i w świetle kamer, jednakowoż zostali spacyfikowani w ciągu kilkunastu sekund. Jeden z atakujących czerpał również inspirację z tradycji japońskich kamikaze, gdyż lotem koszącym wypadł ze schodów wprost pod nogi dziesiątek niezbyt przychylnie witających go demonstrantów. Tylko interwencja policji uchroniła narodowego kamikaze i jego kolegów przed linczem, co zresztą skutkowało tym, że instytucja ta zaangażowała więcej sił w przemoc fizyczną wobec broniących się antyfaszystów niż wobec bohaterów niefortunnego dla nich samych ataku. Jak okazało się później wszyscy pojmani przez policję uczestnicy ataku mają przeszłość kryminalną, włącznie z kradzieżami i handlem narkotykami. Za to bohaterem łączącym tradycje polskiej husarii i japońskich kamikaze okazał się właściciel sklepu z odzieżą narodową, niejaki Remigiusz Stalewski.
Cały incydent wzmożył tylko emocje tłumu, który wykrzykiwał radykalne hasła w stronę faszystów, państwa i policji. Demonstranci żwawym krokiem przemierzali ulice Poznania, popisując nawet na jednym z odcinków umiejętnościami sprinterskimi. Skandowano hasła w rodzaju „faszyzm won z naszych stron”, „faszyści policja jedna koalicja”. Dynamika i radykalizm całej manifestacji była przygaszana nieco przez samych organizatorów, którzy mimo dobrych intencji zwalniali jej tempo prezentując w większości dość umiarkowane przemówienia, gdzie mówcy potępiali różne aspekty nacjonalizmu. Jednak cały czas uczestnikom całej akcji towarzyszyło napięcie spowodowane atakiem narodowców i zachowaniem policji.
Do drugiego najbardziej znaczącego incydentu doszło nieopodal siedziby rządzącej partii. Według różnych relacji przyczyną indydentu było prawdopodobnie, to że policja zaczęła spowalniać marsz im bliżej był on siedziby PiSu. Rozsierdziło to jedną z uczestniczek, która próbowała wejść na drabinkę przymocowaną do radiowozu. Spowodowało to natychmiastową, impulsywną interwencję policji, co spowodowało również natychmiastową interwencję najbardziej bojowych uczestników demonstracji, którzy próbowali odbić kobietę z ich rąk. Policjanci byli wyjątkowo nerwowi, prawdopodobnie spanikowani wobec swojej małej liczebności względem demonstrantów i zareagowali zdaniem większości uczestników niewspółmiernie, atakując wszystkich znajdujących się w pobliżu pałkami i gazem, próbując zarazem zaaresztować kogokolwiek, kto znalazł się w ich zasięgu. Demonstrantom udało się odbić część atakowanych przez policję osób, jednak wedle relacji organizatorów, siedmiu osób nie udało się odbić i zostały przewiezione na komisariat celem postępowania. Sami policjanci mocno odczuli efekty starcia, co najmniej jeden z nich znalazł się na ziemi, inny stracił element wyposażenia. Nieprzygotowani na tak dużą liczbę zdeterminowanych demonstrantów podobnie jak narodowcy nie będą raczej dobrze wspominali tego dnia.
Gdy chwilę po tym zajściu i rozstąpieniu się kordonu policjantów demonstracja doszła pod siedzibę PiSu w tłumie dało się zaobserwować olbrzymie wzburzenie, ponieważ wszystko to o czym mówili i czego się obawiali zostało w ciągu kilkudziesięciu namacalnie potwierdzone – padli ofiarą przemocy państwa i narodowców, przeciw której przecież protestowali. Jednak zamiast strachu była wola walki. W obu przypadkach antyfaszyści dali twardy odpór przemocy pokonując narodowców w bezpośrednim starciu i odbijając część swoich przyjaciół z rąk policji. Pod siedzibą część mówców wygłosiła kolejne umiarkowane tezy na temat przemocy nacjonalistycznej. Przyniosło to jednak odwrotny skutek – wszyscy uczestnicy demonstracji dobrze wiedzieli dlaczego tam są i dlaczego nacjonalizm jest zły, nie trzeba było im tego tłumaczyć i przekonywać przekonanych, że nacjonalizm nie jest najciekawszą ideologią. Skutek przemówień był odwrotny do zamierzonego i wywołał lawinę radykalnych haseł pod adresem państwa i policji, takich jak „rząd na bruk, bruk na rząd” oraz „policja to zdrajcy klasy robotniczej”. Nastroje tłumu wyraźnie kontrastowały z umiarkowaniem organizatorów, którzy nie byli przygotowani na taki obrót sprawy. Rzecz jasna mieli oni dobre intencje – wolnościowi marksiści tacy jak odbierają jednak z zadowoleniem taki przebieg zdarzeń, gdy świadomość szeregowych członków danego ruchu wyprzedza świadomość jego liderów, świadczy to bowiem w pewien sposób na korzyść jego oddolnego charakteru. W czasach gdy neoliberalna propaganda rozsiewa nienawiść do tłumu rodem z dziewiętnastowiecznych publikacji, warto docenić wszelkie oznaki tworzącej się spontanicznie na demonstracjach antykapitalistycznej świadomości zbiorowej.
Reszta marszu przebiegła w miarę spokojnie wraz z końcowymi przemówieniami pod Zemstą, gdzie opowiedziano o szczegółach całego zajścia, a szczególnie o roli okolicznych mieszkańców, którzy pomogli odeprzeć faszystowski atak. Otrzymali oni brawa od uczestników całej demonstracji. Nastroje po zakończeniu były dość pozytywne, uczestnicy utwierdzili się w tym, że warto wykazać się twardą postawą i walczyć o swoje, nie cofać się przed niczym i nie dać się zastraszyć. Tylko tak ta na razie niewielka w skali kraju garstka antyfaszystów może powstrzymać skrajną dominację faszyzujących ugrupowań nacjonalistycznych i przejść po pewnym czasie do przeciwnatarcia odzyskując przestrzeń do życia dla tych, którzy nie zawsze są się w stanie sami obronić.
Antyfaszyzm i walka klas.
Alternatywa Socjalistyczna mimo ograniczonych możliwości własnego wkładu w pełni solidaryzuje się z walką prowadzoną przez środowiska antyfaszystowskie i wspiera je lokalnie. W międzyczasie wydarzeń poznańskich odbywała się demonstracja listonoszy, w której uczestniczyła również spora część środowiska lewicowego,w tym również nasi działacze. Fakt odbycia się w jednym czasie dwóch ważnych demonstracji sprowokowało gdzieniegdzie dyskusje o tym, jakie akcje powinny mieć status priorytetowy. Stanowczo sprzeciwiamy się dzielenia demonstracji na te lepsze i gorsze i wartościowaniu aktywizmu poszczególnych działaczy, którzy robią to na co pozwalają im lokalne warunki. Jako marksiści przyjmujemy tezę Engelsa, że zjawiska społeczne zawsze ostatecznie są determinowane w ostatniej instancji przez ekonomię. Jednocześnie jako marksiści posługujemy się bronią, którą jest materializm historyczny i dialektyka materialistyczna, dlatego wiemy iż każde zjawisko społeczne należy badać pod kątem całościowym, we wszystkich jego związkach z innymi obszarami praktyki społecznej, wreszcie pod kątem jego historycznego rozwoju. Dialektyka eliminuje sztywne antynomie pomiędzy „bazą” i „nadbudową”, pomiędzy walkami pracowniczymi i walkami o prawa kobiet i walkami o prawa mniejszości. Wszystkie te walki trzeba badać pod kątem ich wzajemnych powiązań i brać pod uwagę ich historię. To samo dotyczy antyfaszyzmu.
Nieprawdą byłoby uznanie, że walka z faszyzmem na ulicach i walka w miejscu pracy o polepszenie warunków są czymś rozłącznym. Historycznie oczywistym jest, że antyfaszyzm jest elementem walki klasowej, bo niezależnie od treści jakie faszyzm i prawicowy nacjonalizm niosą, niezależnie od tego czy mają one postulaty socjalne czy jakiekolwiek inne, służy on interesom klasy kapitalistycznej i warstwom drobnomieszczańskim. Faszyzm wyabsolutnia wszelkie wartości, których się tknie, przekształcając je w ich własną karykaturę, dostarczając ten wyjałowionego instrumentu zdobywania wpływów i w końcu władzy. Nacjonalizm historycznie, głównie w XIX wieku odgrywał pozytywną rolę przyśpieszając likwidację przeżytków feudalizmu, sprzeciwiał się ciemiężeniu przez burżuazję zagraniczną, a także tymi z tymi warstwami burżuazji rodzimej, które były sprzymierzone z feudałami lub burżujami innych krajów. Miał też swoje pozytywne skutki w trzecim świecie przyśpieszając rewolucję burżuazyjną nierzadko połączona z przerastaniem jej w rewolucję socjalistyczną, zgodnie z prawami rewolucji permanentnej. Tendencje faszystowskie jednak nacjonalizm i wartości narodowe wyabsolutniły, wyjęły je poza nawias historii i przekształciły w monstrum umożliwiające akumulację władzy i kapitału przez warstwy uprzywilejowane, bądź do przywilejów względem innych aspirujące. Ostatecznym przegranym zawsze jest klasa pracująca, która pada ofiarą wyzysku w imię narodu lub/też ginie na sprowokowanych przez nacjonalizm wojnach.
Są to oczywiście rzeczy znane, ale trzeba je przypominać, ponieważ faszystowska i nacjonalistyczna retoryka często apeluje do ludu, czy bezpośrednio do robotnika. Faszyści lubią się przypodobać masom ludowym, jednak przeważnie łatwo ich zdemaskować, ponieważ kiedy dowartościowują robotnika, zawsze pochwalają jednocześnie autorytarną nie-robotniczą władzę, która ma nimi kierować, ponieważ nie wierzą, że robotnicy sami mogliby rządzić i wybierać swoich delegatów. Faszyzm kusi także niektórych lewicowców czarując ich wizerunkami „prosocjalnych”, czy „antyimperialistycznych” autokratów, wykorzystują nierzadko proletariacką estetykę, czy nawiązują do czasów radzieckich. Faszyzm nie ma bowiem substancjalnej treści, gdy trzeba będzie przekonać kogoś do autorytarnych dyktatorów, czy do nienawiści względem obcych nie zawaha się przed użyciem nawet dobrze znanych nam symboli jak sierpy, młoty, gwiazdy. Nie zawaha się nawet przed skopiowaniem retoryki i praktyki anarchizmu by osiągnąć swój cel, a jest to fakt o czym świadczy działalność autonomicznych nacjonalistów.
Dlatego nie możemy nigdy sugerować się pozornie miłą naszemu sercu retoryką, symbolami, pozornie zdroworozsądkowym dzieleniem aktywizmu na ten ważny, liczący się dla wszystkich, a ten pozornie odległy i nieprzekładający się na bezpośredni zysk dla nas, czy dla ludu.
Jedynym skutecznym narzędziem jakie mamy jest analiza klasowa. Nie oceniamy ruchu po walorach zewnętrznych, czy po tym czy kogoś lubimy, czy oni lubią nas. Trzeba pamiętać leninowskie kryteria i oceniać dany ruch po tym czyje obiektywnie interesy klasowe realizuje. W ruchu antyfaszystowskim działa wielu przedstawicieli związków zawodowych zaangażowanych jednocześnie z walką z nacjonalizmem i w walkę o prawa pracownicze. Niezależnie, czy ktoś był na demonstracji antyfaszystowskiej, czy na demonstracji listonoszy, to walczą o wspólną sprawę. Walka z antyfaszyzmem i walka o prawa pracownicze pozostają ze sobą bowiem w dialektycznym związku. Faszyzm nie może się wykluć, gdy ruch robotniczy jest silny, a robotnicy i pracownicy skutecznie walczą o większe swobody.Gdy silny jest ruch antyfaszystowski to faszyzm ma mniejsze możliwości przedarcia się i infekowania swoją ideologią czy to samej klasy robotniczej, czy to warstw zainteresowanych pogorszeniem jej położenia i późniejszego wykorzystania jej przeciwko de facto jej samej w walce w imię „całego narodu”. Tak więc ruch robotniczy i ruch antyfaszystowski są nawzajem dla siebie wentylami bezpieczeństwa, gromadzą tych samych działaczy i powinny przyświecać im te same idei. Robotnicy i antyfaszyści mają wspólne cele. Oczywiście walka o prawa pracownicze cieszy się pewnym prymatem, ponieważ silna klasa robotnicza jest trudniejsza do zbałamucenia, jednak nie jest to prymat ekskluzywny i wykluczający, zwłaszcza w obecnej sytuacji. Ruch antyfaszystowski jest potrzebny nawet gdyby ruch robotniczy byłby bardzo silny, ponieważ wtedy siłą poszczególnych działaczy i inicjatyw może niszczyć faszyzm już w zarodku.
Obecnie oba ruchy krzyżują się, nie tylko pod względem składu osobowego. Nacjonalistyczna retoryka i próby karmienia pracującego ludu polskiego mitami o żołnierzach wyklętych, czy sztucznie pompowanym balonikiem martyrologii i potęgi polskiego narodu i państwa stanowią zasłonę dymną i barierę przed spełnieniem oczekiwań finansowych sektora publicznego, którzy mimo zmiany retoryki i rządu z liberalnego na konserwatywny dalej nie mogą doczekać się godnych warunków zatrudnienia. Podobnie jest w sektorze prywatnym, gdzie hydra Lewiatana znowu podnosi łeb żądając niepłatnych dni na urlopie zdrowotnym dla pracowników. Próby zarówno antyfaszystów jak ostatnia demonstracja, czy zatrzymanie marszu nacjonalistów w Hajnówce, jak i pracowników, którzy oddolnie tak jak listonosze organizują oddolnie swoją walkę o polepszenie warunków pracy, sieją zamęt i budzą agresję narodowców oraz rządzących, którzy nasilają swe represję sądząc, że zmuszą swoich antagonistów do odwrotu i osłabienia ich walki. Sytuacja jest niezwykle trudna, od dawna tak wielu nie doświadczało takiej ilości przemocy symbolicznej, fizycznej czy ekonomicznej z powodu swoich poglądów i nieprzejednanej postawy. Zwycięstwo jest bardzo dalekie, jednak zdecydowany opór zdaje się powodować coraz większy niepokój rzeczywistych nieprzyjaciół klasy robotniczej, przez opór ten zaczynają popełniać błędy. Umiarkowanie i dialog zachęcają ich do śmiałych ataków. Opór powoduje większą agresję, ale jednoczy działaczy i stopniowo powoduje zamęt w szeregach przeciwników. Nie ma już zresztą przestrzeni na większe ustępstwa. Robotnicy i antyfaszyści jeszcze nie zwyciężają, ale ruch kobiecy już odniósł pewne sukcesy. Walka obejmuje kolejne fronty, które miejmy nadzieję będą się z czasem jednoczyć i konsolidować. Lewica broni się i jest atakowana ze wszystkich stron. Musi jednak walczyć i nie może pozwolić rozbić się drobnomieszczańskimi urazami czy sporami.