Manus Lenihan
Szkoda, że Jeff Bezos będzie w kosmosie tylko przez trzy minuty. Gdyby został tam przez kilka godzin, dowiedziałby się, że astronauci to jedyni ludzie, którzy mają gorsze wyposażenie toalet niż kierowcy Amazona. Masowe oburzenie na gromadzenie przez niego bogactwa i okrutne warunki zatrudnienia, na jakie są skazani jego pracownicy i kontrahenci, przełożyło się na podpisanie przez 158.000 osób petycji głoszącej „Nie pozwól Jeffowi Bezosowi wrócić na Ziemię” po tym, jak 20 lipca został wystrzelony na orbitę.
Wyższość sektora prywatnego?
W 1957 roku z terenu Związku Radzieckiego wystrzelono pierwszego sztucznego satelitę – Sputnika. W 1961 roku podążył za nim pierwszy człowiek, jaki znalazł się w kosmosie, radziecki astronauta Jurij Gagarin. Było to niewiarygodne osiągnięcie dla państwa, w którym zaledwie 20 lat wcześniej, w wyniku nazistowskiej agresji, życie straciło 27 milionów istnień ludzkich, a trzydzieści lat wcześniej było krajem na wpół feudalnym z panującym wszechobecnym analfabetyzmem.
Pomimo brutalnych rządów i dyktatury biurokratycznej elity, Związek Radziecki był gospodarką, w której zniesiono kapitalistyczne stosunki własności. Opierał się na własności państwowej i planowaniu jej kluczowych zasobów, a podejmowanie decyzji gospodarczych nie było oparte na interesie prywatnego zysku. Sputnik, który jako pionier kosmicznej eksploracji na dziesięciolecia przed wystrzeleniem tam Bezosa i jemu podobnych, wskazywał na potencjalną wyższość gospodarki opartej na planowaniu nad chaosem systemu „wolnorynkowego”. Dla indywidualnych kapitalistów-właścicieli prywatnych wysyłanie ludzi w kosmos nie przyniosłoby krótkotrwałego efektu i zysku, a zatem nie zainwestowaliby swoich środków w taki projekt.
Nawet w Stanach Zjednoczonych, kraju „wolnej przedsiębiorczości” i najbogatszej kapitalistycznej gospodarce na świecie, eksploracja kosmosu była możliwa tylko dzięki pieniądzom z sektora publicznego. Fakty są jednak takie, że stare, państwowe projekty kosmiczne to już dinozaury. Bezwzględny (prywatny) kapitalizm kosmiczny ma być drogą naprzód, a motyw zysku doprowadzić nas do gwiazd. W zeszłym roku jednak Elon Musk wysłał rakietę z jednej finansowanej ze środków publicznych instytucji (Centrum Kosmiczne im. Kennedy’ego) do drugiej (Międzynarodowa Stacja Kosmiczna). Zgadza się: sektor prywatny potrzebował tylko pół wieku, aby dogonić sektor publiczny (przy użyciu sektora publicznego jako podpory).
Marnotrawstwo systemu
Tymczasem, Richard Branson i Jeff Bezos rywalizują o miano pierwszego miliardera w kosmosie. Branson wykorzystał wszelkie możliwości, aby dostać się tam tańszym i mniej imponującym lotem, który miał miejsce 11 lipca – tuż przed planowanym startem Bezosa. Ten co prawda zamieścił na swoim profilu na Twitterze gratulacje, choć pewnie kipiał przy tym ze złości.
W 1969r., roku pierwszego lądowania na księżycu, Gil Scott-Heron porównał ogromne bogactwo wydane na wyścig kosmiczny z warunkami panującymi w slumsach, w których żyli czarnoskórzy:
„Szczur ugryzł moją siostrę Nel.
(z Białym na księżycu)
Jej twarz i ramiona zaczęły puchnąć.
(i Biały jest na księżycu)
Nie mogę zapłacić rachunku za lekarza.
(ale Biały jest na księżycu)
Za dziesięć lat nadal będę go spłacał.
(podczas gdy Biały jest na księżycu)”
Ludzie oskarżali go o zgorzknienie, ale, jak się okazało, diagnoza Gila Scotta-Herona była nadto optymistyczna. Pięćdziesiąt dwa lata później ludzie nadal nie mogą opłacić rachunków za leczenie, podczas gdy najbogatsi latają w kosmos.
Ten nowy „wyścig kosmiczny” jest tak bezproduktywny i głupi, że nawet Scottowi-Heronowi zabrakłoby słów. W latach sześćdziesiątych można było przynajmniej argumentować, że to wszystko służyło sprawie nauki i dobru ludzkości. Było w tym wiele autentycznej inspiracji i idealizmu, pokazywało to realne możliwości technologiczne, jakie posiada ludzkość.
Obecny „wyścig kosmiczny” jest tylko PRową zagrywką. Ma miejsce dlatego, by miliarderzy mogli pozować do zdjęć w skafandrach kosmicznych jak astronauci znani z filmów, z jednym okiem zwróconym ku ich twitterowym zasięgom, drugim zaś ku wycenie giełdowej ich firm. Raporty w newsach skupiają się na „prawie do przechwałek”, nie na odkrywaniu granic kosmosu czy przeznaczeniu ludzkości.
Hype na Virgin
Metodą Richarda Bransona jest nałożenie marki Virgin na dowolny produkt, aby ludzie kupili go za sprawą rozpoznawalnego nazwiska. Rozpoznawalność tę buduje poprzez popisy i akrobacje – jak latanie 80 kilometrów w górę, aby mógł udawać, że jest odkrywcą kosmosu. Cała koncepcja sprowadza się do tego, że klient ma powiedzieć: „Co to jest, kryptowaluta marki Virgin? Ach, tak, Virgin. Ci, którzy polecieli w kosmos.”
60 lat po Juriju Gagarinie, nie tak wysoko jak on i nie na tak długo.
W kosmicznym wyścigu miliarderów jest jeden praktyczny cel, ale nie służy on ani nauce, ani ludzkości. Chodzi o stworzenie nowego rynku turystycznego, którego największą zaletą jest to, że ponad 99% rasy ludzkiej nie może sobie na to pozwolić. Virgin Galactic (zresztą warto zwrócić uwagę na tę nazwę w kontekście poprzedniego akapitu tekstu) sprzedał już 600 biletów po 200.000 dolarów każdy, a Bezos sprzedał na aukcji miejsce w swoim przedsięwzięciu za 28 milionów dolarów.
Bezos, w odniesieniu do swojego zbliżającego się lotu, powiedział: „Jeśli widzisz Ziemię z kosmosu, to cię zmienia. Zmienia wasze relacje z tą planetą, z ludzkością. To jedna Ziemia”. Coraz więcej bogatych ludzi wyruszy w kosmos w nadchodzących latach, a kiedy wrócą na ziemię, będą angażować się w różnego rodzaju irytujące, banalne przechwałki i dyskredytację swoich rywali. Jeśli jednak Bezos naprawdę chce czyjegoś upokorzenia, powinien sam spróbować użyć butelki lub plastikowej torby jako toalety.
Niektórzy ludzie narzekają, że miliarderzy zostawiają nas w tyle i zabierają się do gwiazd, zamiast rozwiązywać problemy na Ziemi, ale to jest błędne myślenie. Po pierwsze, bogaci zyskują na większości istniejących problemów i mogą wykupić się od innych, więc oczywiście nie mają żadnego interesu w ich rozwiązywaniu. Po drugie, tutaj, na planecie Ziemia, potrzeba ogromnej ilości pracy, aby utrzymać przy życiu jedną osobę w kosmosie. Ci wszyscy bogacze na Ziemi byliby biedni jak kościelne myszy bez ciężkiej pracy tysięcy ludzi na ich rzecz, ale w kosmosie nie byliby nawet biedni, tylko po prostu martwi. Nie mogą więc nas „zostawić”. Po trzecie, w rzeczywistości nie zakładają kolonii Ayn Rand na Marsie, a unoszą się tylko na orbicie przez kilka minut. Nawet biorąc pod uwagę całe ich bogactwo, jest to najlepsze, co mogą zrobić.
Zanikający autorytet
Prestiżowe projekty i przedsięwzięcia są powiązane z psychiką klasy posiadającej, co jest sposobem na wzmocnienie jej zanikającego autorytetu i wyniesienie go nad resztę z nas, zwykłych śmiertelników. Jest to szczególnie potrzebne w okresie niekończącego się kryzysu spowodowanego korzystnym dla nich kapitalistycznym systemem, czy to ekonomicznym, ekologicznym, czy społecznym. Nie zapominajmy, że jest to system, w ramach którego miliarderów wysyła się w kosmos, podczas gdy 785 milionów ludzi nie ma dostępu do czystej wody.
Rządy tych miliarderów i kapitalizmu muszą się skończyć. Potrzebujemy sprawiedliwego, socjalistycznego świata, w którym technologia może być wykorzystana poprzez własność publiczną i demokratyczne planowanie przez masy pracujące, aby przekształcić nasze życie nie do poznania, jednocześnie uzdrawiając i chroniąc naszą piękną planetę.